Hammy
Administrator
Dołączył: 05 Lip 2010
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z daleka...
|
Wysłany: Wto 12:58, 06 Lip 2010 Temat postu: Trening V - trening na oklep na kantarze |
|
|
Takiego dnia nie miałam nigdy i chyba mieć nie będę... Bądź cobądź działo się strasznie dużo, można by o tym napisać książkę, jajednak staram się to streścić... Mam nadzieję, że mi sie to uda.
Nie mogłam spać... Była godzina piąta. Zrobiłam więc sobie herbaty iusiadłam przed TV. Kiedy wyjrzałam przez okno moim oczom ukazało siępiękne błoto. Przy samym wejściu na pastwisko. Nikt takiego nie maoprócz nas... Bo pewnie nigdzie indziej nie pada deszcz tylko śnieg.No, ale bywa i tak. Zawsze jak chce jechać w teren to coś musi mipopsuć plany... W każdym razie zrobimy dziś lonże. Nie będę go zbytniodziś męczyć.
W telewizji nie było nic ciekawego. Leciały tylkote głupie zagadki, przy których się dzwoni i wszystko leci na żywo.Szczerze to mnie to rozbawiło "Nie dzwonicie to nie, ja się już odzywaćnie będę... Ale pamiętajcie...!". Tak, kobieta zmienną jest. Minutymijały, a mi czas się dłużył, kiedy myślałam, że już pora karmieniabyło dopiero piętnaście po piątej. Wstałam i ruszyłam do kuchni nucącsobie "BoysBoysBoys" Lady Gagi. Dzwonek do drzwi. O piątej? Ludzieogłupieli? A może ci wszyscy od pielgrzymek? No nic. Drzwi musiałamotworzyć bo światła się świeciły, więc "gość" by nie ustępował, bo ktośjest w domu... Uchyliłam drzwi i aż się wystraszyłam... Przede mnąstali zmoknięci wariaci - James i Hammond. "Jezu święty! Włazić mi dodomu!", jak mi opowiedzieli co się stało to aż mi się ich szkodazrobiło. ;P Otóż niedaleko drogi do mojego domu nawalił im samochód, adrogę to mamy do stajni świetną... A jak napada to się błocisko robistraszne. Kiedy się zapytałam dlaczego nie zadzwonili zrobili głupieminy. Komórka wyciszona a domowy rozładowany. Rozpaliłam więc w kominkuogień, zrobiłam im herbaty z amolem i dałam koce. Jeść w razie czegomogą sobie sami zrobić, zresztą oni to zawsze jak u siebie. Otworząlodówkę i szukają żarcia. Hah... Boys, boys, boys... No, ale dużo imzawdzięczam, chociaż kiedy wyżerają mi kurczaka albo ciastoprzygotowane na specjalną okazję to muszę krzyknąć. Mówili, żebym ichnie podwoziła, sami sobie rade dadzą. Wiedziałam, że czekali aż wyjde zdomu nakarmić konia, żeby poszperać w lodówce. No, ale Cadiemu musiałamdać jeść, nawet jeśli wymagało to takich poświęceń. Puściłam sobie natelefonie piosenkę o której wcześniej wspominałam. Wróciłam. Hammondszukał czegoś w dolnych szafkach. Stanęłam w drzwiach kuchni, Richimnie nie zauważył, James stanął obok mnie z ciastkiem w łapie i z takimprzekonaniem: "A mówiłam, że w czyiś szafkach sie nie grzebie?" i jakbynigdy nic wrócił do salonu. Hammond zerwał się, oczywiście potłukłsobie głowę o drzwiczki. Zaśmiałam się tylko.
Zanim sięobejrzałam była 09:00. Trochę się rozpogodziło, przestało padać.Wypuściłam Aero na pastwisko i stanęłam przy ogrodzeniu patrząc się naogiera. Chwile później zjawili sie moi przybysze ze wschodu. Zaczęlisobie żartować, że jak na Cadillaca to ma bardzo mało koni... Haha,pękam ze śmiechu... Musiałam dziś jeszcze drągi pomalować, jakośprzystroić straszaki i ogólnie masa roboty. Jednak bałam się, że raczejz nimi nic nie zrobię. Ale i za drugim razem powiedzieli, żebym ich niezawoziła. No cóż... Wyciągnęłam potrzebne mi rupiecie i zaczęłammalować drągi na czerwono biało. Chłopaki zaczęli się przyglądać, anastępnie wzięli płotek i zaczęli coś przy nim majstrować."Przynajmniej przeszkadzać nie będą..." - pomyślałam i zajęłam sięswoją robotą. Po około 45 minutach, kiedy skończyłam już jednego drągai byłam w połowie malowania drugiego chłopaki pokazali mi swoje dzieło.Na białym tle widniał czarny napis "Top Gear" a pod spodem wypisanebyły imiona moich kolegów. Taaaaaki zaciesz miałam i im się na szyjęrzuciłam. Potem zrobili do tego jeszcze dwa straszaki (na jednym -Boys, boys, boys..., a na drugim - We like boys in cars!) i trzy drągi- białe w czarne ciapki. Świetnie wyglądały. No chyba nigdy z nich takadumna nie byłam. Już niedługo je wypróbuję na treningu. Aż do końcadnia miałam dobry humor dzięki moim świrom. ;P Około 13:00 wszystkiedrągi i dziadostwa były gotowe, ale tylko dlatego, że mi chłopakipomogli.
Trzeba było się zająć jednak treningiem. WzięłamCadiego z pastwiska. Wyczyściłam go, założyłam mu kantarek sznurkowy iwypuściłam na hale. Kiedy Aero tak szalał Richard i James przytulalisię do ścian, żeby na nich ogier nie wleciał. Po 20 min złapałamogiera, dopięłam mu uwiąz a następnie na niego wsiadłam. Chłopakiudając odważnych stanęli na środku hali, ale tak, że jeden popychałdrugiego do przodu, żeby szedł pierwszy. Podjechałam do radia, którewisiało na ścianie i puściłam muzykę, żeby czas nam przyjemniejupłynął. Wariaci wpadli na pomysł, żeby jeszcze te światła jak na discozałatwić i można dzwonić do znajomych. Kiedy oni się wygłupiali jajeździłam po hali, ćwiczyłam z nim zmianę chodów, dobrze nam siępracowało, ponieważ jeżdżąc na oklep miałam lepszy kontakt z koniem.Ogólnie fajnie było, ale tych inteligentnych rozmów chłopaków to nigdynie zapome...
-Cadillac jest...
-On ma metaliczny połysk nie widzisz?!
-Metaliczny połysk to wiesz gdzie ty masz?
-Ale felgi ma fajne (mowa o podkowach).
-James... Nie pij więcej pepsi...
Itak cały czas przegadali. Co prawda mówili bez sensu, ale pośmiać się znich można było i to porządnie. Chcieli nawet na Cadiego wsiąść, kiedyodmówiłam pokazali mi prawo jazdy. Co prawda Hammond jeździ konno, alewolałam nie ryzykować. Nie chcę się tak szybko z Aero rozstawać. ;PNamawiali mnie do takich głupich rzeczy, że ja to nie wiedziałam czyśmiać się, czy płakać, a może płakać ze śmiechu... Np. jeden z nim siępołoży na ziemi, a ja przez niego na koniu przeskoczę. Za pomysłowość10 punktów, ale za inteligencje -20... Trening był przyjemny (dziękiwariatom ). Śmiechu to nie miara. Ale za to ile mam fotek ztreningu... I powiem, że z Hammonda niezły fotograf. ;p Większość jestluzem, na niektórych są nawet bryki uchwycone. ;D Obiecał, że jak tylkobędę miała trening i użyję tych ich dzieł to przyjedzie i sie jeszczeraz w fotografa pobawi...
O 16:00 przyjechał Jezza,posiedział, pogadał, opowiedzielismy mu o dzisiejszym dniu, ale jak toon stwierdził, że zrobiłby te drągi itd. lepiej od nas. No cóż... Kiedygo jednak zaprosiłam na następne malowanie (mam jeszcze 3 niepomalowanedrągi na czarną godzinę) stwierdził, że taki talent jak on nie będziesię tym zajmował. Oj on to potrafi sobie nieźle żartować. ;P
I tak mi minął dzień... Bardzo, bardzo, bardzo przyjemnie.
A zdjęcia które robił Hammond wstawie do "boksu" Aero niebawem. Będzie ich 3-4. ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|